Macie czasem tak, że nic nie idzie po Waszej myśli? Ja tak czasem mam. Od wczoraj tak mam...
Dlaczego? Hmm... no powiedzmy, ze zapalenie dziąsła, wyniki moich alergii pokarmowych
i trafienie w absolutnie niewinnego czerwonego dostawczaka przede mną - ot recepta na piątkowy wieczór...
i trafienie w absolutnie niewinnego czerwonego dostawczaka przede mną - ot recepta na piątkowy wieczór...
Ale!
Jest sobota. Dziś wstałam z silnym postanowieniem ogarnięcia tematu alergii jako, że tematem dostawczaka zajmuje się ubezpieczalnia a dziąsłem zajął się wczoraj mój ukochany, najwspanialszy pan doktor dentysta (wcale nie sadysta) - Sebastian.
Więc jeżeli chodzi o alergie... To od wakacji zeszłego roku wiem, że jestem uczulona na mleko i gluten. Dowiedziałam się o tym całkiem przypadkiem dzięki pani doktor alergolog, która leczy mojego syna. Popatrzyła na mnie i powiedziała:
Proszę Panią, Pani ma na 100 % alergię na mleko. Może Pani robić sobie testy ale ja za długo w tym pracuję, żeby się mylić...
Oczywiście zrobiłam testy (wiecie jak to jest z lekarzami...) no ale okazało się, że pani doktor miała rację. Głos doświadczenia...
Odstawienie mleka spowodowało u mnie przede wszystkim koniec okropnych migren. Drugim efektem, którego się nie spodziewałam, a który pojawił się bardzo szybko było "zejście" opuchlizny z nóg, kostek.. Właściwie z całego ciała. Odstawienie glutenu poprawiło ogólne samopoczucie
i wzmocniło te efekty. No i spadek wagi o jakieś 5 kg!
i wzmocniło te efekty. No i spadek wagi o jakieś 5 kg!
No i generalnie wszystko było pięknie ale w związku z moją kolejną zmianą diety, na taką, która jest odpowiednia dla osób z IO okazało się, że jednak jem jeszcze coś a raczej więcej czegoś, co mi szkodzi. Postanowiłam więc zrobić skok na kasę i zrobić sobie dokładne testy pokarmowe na więcej produktów. No i sobie myślę, że trzeba było może jednak siedzieć na 4 literach i nie skakać?! ;)
Okazło się, że mam alergię (poza nabiałem całym) na:
- Agar (E406)
- Ananas (jak to??)
- Banan (buuu..)
- Białko jaja kurzego (o! to to właśnie!)
- Czosnek (uwielbiam czosnek...)
- Fasola zwykła (tu się spłakałam... serio...)
- Drożdże
- Gluten (zasoku nie było)
- Jajo gęsie
- Groch zwyczajny
- Guma guar (E412) (dziś już spędziłam trochę czasu na czytaniu etykiet i to chyba jest wszędzie...)
- Kamut (nawet nie wiedziałam co to jest!!)
- Jajo przepiórcze
- Jęczmień
- Orzeszki ziemne
- Kakaowiec
- Krasnorosty (nori)
- Miód (mieszany)
- Mak
- Nerkowce
- Owies
- Syrop z agawy
- Pieprz, czarny
- Pistacje
- Pszenica
- Pszenica orkisz
- Żółtko jaja kurzego (chyba numer jeden jeżeli chodzi o najlepszą kłodę pod nogi)
- Wanilia (tego zupełnie nie kumam! jak to wanilia?)
- Żyto (tia...)
No i powiedzcie: jak tu się nie załamać? Rozumiecie, że ja się załamałam?
Ale z drugiej strony wiem już co i jak. I co mi szkodzi. Tym czymś, co mi ostatnio tak mi szkodziło było jajko. Przy diecie dla insulinoopornych jest bardzo ważne, żeby jeść białko... a ja nie jem mięsa... więc próbowałam się ratować jajkami (jak to brzmi! :)) i okazało się, że akurat dla mnie to nie była najlepsza strategia.
Współczuję - bez połowy tych produktów nie wyobrażam sobie życia. Kurcze chyba zacznę w końcu doceniać możliwość jedzenia wszystkiego, mieszania ogórka z czekoladą... Trzymam kciuki za twoją dietę i mądrą panią dietetyk :)
OdpowiedzUsuń